Jak Czesi zdradzili admirała Kołczaka i Polaków
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Jak Czesi zdradzili admirała Kołczaka i Polaków

Dodano: 
Admirał Kołczak dokonuje inspekcji swoich oddziałów
Admirał Kołczak dokonuje inspekcji swoich oddziałów
Przywódca białych Rosjan został podstępnie wydany przez „sojuszników" w ręce bolszewickich oprawców. Podobny los spotkał żołnierzy z polskiej Dywizji Syberyjskiej

Poniższy tekst jest fragmentem nowej książki Piotra Zychowicza pt. „Alianci".

Była mroźna noc. Na skraju skutej lodem rzeki stała ciężarówka z zapuszczonym silnikiem. Przed nią, w świetle reflektorów, rozgrzewała się grupka bolszewików w długich szynelach, z karabinami na plecach. Machali rękami i wydeptywali głębokie ślady w sypkim śniegu. Z ich ust wydobywały się kłęby pary.

Na brzegiem rzeki górował stary prawosławny klasztor. Było krótko przed świtem, gdy żołnierze dostrzegli czarne sylwetki zbliżające się od strony więzienia. Postaci te wkrótce znalazły się w kręgu światła reflektorów. Na przedzie kroczył wysoki mężczyzna w grubym wojskowym płaszczu. Ręce miał skute kajdanami.

Człowiek ten szedł śmiało, z podniesionym czołem. Na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Jak powiedział później jeden ze świadków, był opanowany niczym „brytyjski lord". Obok niego szło kilku czekistów w skórzanych kurtkach. W dłoniach ściskali nagany.

Oprawcy patrzyli na oficera z nienawiścią i lękiem. Nawet teraz, skuty i bezbronny, wywoływał u nich respekt. Był to bowiem admirał Aleksandr Kołczak, słynny pogromca bolszewików. Najwybitniejszy dowódca białych rosyjskich armii, do niedawna wielkorządca Państwa Rosyjskiego. Władca Syberii.

Okładka książki

Więzień zatrzymał się przed żołnierzami i zmierzył ich zimnym wzrokiem. Zaproponowano mu opaskę na oczy, ale przecząco pokręcił głową. Kierujący egzekucją członek miejscowego komitetu rewolucyjnego Samuel Czudnowski zapytał skazańca, jakie ma ostatnie życzenie. Admirał spojrzał na niego wyniośle, po czym zażyczył sobie, żeby komisarz przekazał jego żonie błogosławieństwo dla dziewięcioletniego syna Rostisława.

– Jeżeli nie zapomnę – odbąknął czekista. Oczywiście „zapomniał"...

Po dopełnieniu formalności Kołczak stanął naprzeciw plutonu egzekucyjnego. Obok niego bolszewicy ustawili na wpół omdlałego z przerażenia premiera białego rządu Wiktora Piepielajewa i skazanego na śmierć chińskiego kryminalistę. Podobno żaden z bolszewików nie kwapił się do wydania rozkazu. Ostatecznie to zdegustowany i zniecierpliwiony Kołczak sam krzyknął „Pal!" do wahających się oprawców.

To oczywiście mit. W rzeczywistości czerwoni bez skrupułów rozstrzelali admirała i premiera. Pierwsza salwa zwaliła ich z nóg, druga dosięgła ich, gdy leżeli na ziemi. Następnie oprawcy kopniakami zrzucili poszarpane kulami ciała na lód. Pierwsze promienie wschodzącego słońca oświetliły makabryczną scenę.

Kaci zaciągnęli trupa Kołczaka na środek rzeki. Na białym, pokrytym śniegiem lodzie ciągnął się szeroki szkarłatny ślad krwi. Bolszewicy bezceremonialnie wrzucili ciało do wyrąbanego zawczasu przerębla. Pod odsłoniętą taflą przejrzystego lodu zamajaczyła na chwilę twarz admirała i po chwili rozpłynęła się w ciemnych odmętach syberyjskiej rzeki Uszakowki.

Był 7 lutego 1920 roku. Dramat ten rozegrał się w Irkucku.

Admirał bez floty

Jeszcze kilka tygodni przed tragiczną śmiercią admirał Aleksandr Kołczak – jako wierchownyj prawitiel – był głową państwa rosyjskiego, zwierzchnikiem wszystkich armii białych walczących o wolność Rosji przeciwko bolszewikom. Leninowi, Trockiemu i innym rewolucjonistom, którzy w 1917 roku dokonali puczu w Piotrogrodzie. A następnie za pomocą masowego terroru utopili imperium we krwi.

Kołczak, bohater wojny japońsko-rosyjskiej i Wielkiej Wojny, był człowiekiem niespotykanej prawości. Słynął z gorliwego patriotyzmu. Profesor Richard Pipes uznawał go, obok generała Piotra Wrangla, za „najszlachetniejszego dowódcę białych w wojnie domowej".

Kołczak stanął na czele białych w listopadzie 1918 roku. Jego państwo – ze stolicą w Omsku – zajmowało teren zachodniej Syberii. Przytłaczającą przewagę liczebną bolszewików miały równoważyć siły ekspedycyjne wysłane do Rosji przez jej sojuszników z okresu I wojny światowej: Francję, Wielką Brytanię, Stany Zjednoczone i Japonię.

Admirał Kołczak

Tak przynajmniej było w teorii. W praktyce owi sojusznicy nie kwapili się do walki z bolszewikami. Japończycy wzięli wschodnią Syberię pod okupację i poważnie rozważali włączenie jej do swojej strefy wpływów na kontynencie azjatyckim. Amerykanie kontrolowali kolej transsyberyjską i ogłosili ścisłą neutralność wobec „wewnętrznych kłopotów i sporów między Rosjanami".

Bić nie bardzo chcieli się również Brytyjczycy, choć dostarczali Kołczakowi broń i szkolili jego oficerów. Jedynym poważnym aliantem białych Rosjan biorącym udział w walkach na froncie syberyjskim był Legion Czechosłowacki. W jego szeregach służyli jeńcy z armii Austro-Węgier, a dowodził nim francuski generał Maurice Janin, szef francuskiej misji wojskowej na Syberii.

Problem polegał na tym, że dla aliantów zachodnich admirał Kołczak miał dwie zasadnicze wady. Po pierwsze, był za bardzo samodzielny. Po drugie, był zbyt mało postępowy. Demokratyczni Amerykanie i Francuzi uważali go za „niereformowalnego reakcjonistę" i „wstecznika", który nie potrafi iść z duchem czasu.

Alianci obawiali się, że jeśli Kołczak wygra wojnę domową, będzie próbował obalić „zdobycze rewolucji lutowej". Przywróci pozycję rosyjskiej szlachty i arystokracji, a także – o zgrozo! – monarchię i inne instytucje ancien régime'u. Dlatego właśnie pomoc okazywana białym Rosjanom na Syberii była tak niewielka.

W słynnej powieści Władimira Maksimowa "Spojrzenie w otchłań" nastawienie krajów ententy wobec Kołczaka zostało symbolicznie ukazane w formie rozmowy w salonce admirała między nim a amerykańskim konsulem generalnym w Irkucku Ernestem L. Harrisem:

„– Czy po tym, co się stało w pańskim kraju, admirale, wciąż jeszcze ma- cie imperialne ambicje? Na co wam to szmaciane imperium? Wiąże wam tylko ręce i nogi, skazuje na jałową ekspansję, która przysparza wam tylko coraz większych wrogów.

Admirał obrzucił gościa ironicznym spojrzeniem.

– Nie chciałbym panu robić wykładów z historii Ameryki, drogi pa- nie Harris – zna ją pan doskonale – ale z przyjemnością zadałbym parę pytań z tej dziedziny. Jesteście, oczywiście, najbardziej demokratycznym państwem na świecie, ale może nie należy zapominać, ile kosztowała ta demokracja na terenie waszego kraju. Do kogo, na przykład, historycznie należy Kalifornia? Albo Teksas? Gdzie się podziały całe plemiona i narody z większości ziem amerykańskich? Jak dawno wyzwoliliście czarnych niewolników? O ile sobie przypominam, nieco później, niż w naszym barbarzyńskim kraju uwolniono naszych. Nie chcę tego ciągnąć, obawiam się, że ta rozmowa mogłaby nas zbyt daleko zaprowadzić."

Czytaj też:
Tannenberg - grób caratu na Mazurach. Tak rozpadła się potęga Rosji

Obiekcje, wysuwane zupełnie otwarcie wobec Kołczaka przez jego „sojuszników", doprowadzały do pasji białych rosyjskich oficerów. Pamiętali oni doskonale, że gdy państwa ententy w 1914 roku przystąpiły do wojny w sojuszu z Rosją, nie miały żadnych zastrzeżeń do jej systemu politycznego.

No tak, ale wówczas Imperium Rosyjskie było potężne. Dysponowało kilkumilionową armią, która wzięła na siebie olbrzymią część ciężaru walki z państwami centralnymi. To Rosja – kosztem kolosalnych nakładów, ofiar, strat i zniszczeń – ocaliła ententę przed niechybną klęską.

26 sierpnia 1914 roku w czasie bitwy nad Marną generał Helmuth von Moltke zmuszony był przerzucić dwa korpusy do Prus Wschodnich, żeby powstrzymać kolejną straceńczą rosyjską ofensywę. I w efekcie nie starczyło mu sił, żeby zdobyć Paryż. Gdyby nie rosyjskie poświęcenie i morze krwi wylane przez żołnierzy cara Mikołaja II w bitwie pod Tannenbergiem, Francja z kretesem przegrałaby wojnę.

Sześć lat później, w roku 1920, to Rosja znajdowała się na krawędzi upadku. Generałowi Maurice'owi Janinowi obce były jednak sentymenty. Nie wykrzesał z siebie wdzięczności ani współczucia dla broczącej krwią, leżącej na łopatkach Rosji. Nie mówiąc już o chęci nadstawienia karku i udzielenia jej realnej pomocy.